Drzewa znajdujące się w naturalnych lasach przeważnie rozwijają się prawidłowo i nie wymagają ludzkiej ingerencji. Inaczej jest w przypadku tzw. drzew krajobrazowych, czyli rosnących na miejskich terenach. Rośliny te wymagają intensywnej pielęgnacji, aby pozostały zdrowe i estetyczne, a także nie stanowiły zagrożenia dla mieszkańców. Tylko w tym roku Rumia przeznaczy na te prace około 300 tysięcy złotych z miejskiego budżetu.
Najpopularniejszym sposobem na zapewnienie dobrego stanu zdrowia drzewom rosnącym w miejskiej przestrzeni jest ich przycinanie. Aby cięcia były prawidłowe i nie zaszkodziły roślinom, powinny się tym zajmować wyłącznie wykwalifikowane podmioty. W Rumi takie prace wykonuje firma „Usługi Leśne i Pielęgnacja Zieleni – Janusz Tobiański”. W ostatnich tygodniach pracowników tego przedsiębiorstwa można było uświadczyć między innymi na ulicy Warszawskiej, Pomorskiej, Dąbrowskiego czy Dębogórskiej, gdzie pozbywali się zbyt długich i obumarłych gałęzi, jemioły oraz innych pasożytów.
– Przycinka drzew służy nie tylko poprawie estetyki wspólnej przestrzeni, ale i dobru tych roślin. Pierwotnie te żywe istoty radziły sobie same, zrzucając gałęzie po wytworzeniu się tzw. tylców. Ten naturalny proces trwa jednak bardzo długo, a w miejskiej przestrzeni efekt musi pojawiać się szybko, głównie ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców – wyjaśnia Janusz Tobiański, właściciel firmy.
Każde cięcie może mieć jednak negatywny wpływ na rozwój drzewa, a nawet skrócić jego życie, dlatego należy go dokonywać tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Co więcej, maksymalny zakres prac jest odgórnie określony w ustawie o ochronie przyrody. Zgodnie z prawem usunięcie gałęzi w wymiarze przekraczającym 30% korony drzewa stanowi jego uszkodzenie, a usunięcie 50% gałęzi jest traktowane jako zniszczenie rośliny.
– Jakości przycięcia nie można określić w centymetrach. Trzeba mieć wyczucie estetyki i poczucie odpowiedzialności za to, co się robi. Fachowcowi wystarczy podejść pod drzewo, aby ocenić: „O, tutaj jest gałązka do przycięcia, tu jemioła, tu jakiś grzyb. To trzeba usunąć, to skrócić, a reszta zostaje, żeby nie robić krzywdy temu drzewku”. Te prace muszą być wykonane na tyle, ile potrzeba – tłumaczy Janusz Tobiański. – Każde drzewo jest inne, do każdego podchodzimy inaczej. Wielokrotnie się zdarzało, że patrząc z ziemi w koronę drzewa, nie zauważyliśmy wielu rzeczy. Dopiero wchodząc na drzewo, a wykonuję to osobiście od wielu lat, udawało się dostrzec dodatkowe pęknięcia, rozłamania czy nawet określone zagrożenia. Zdarzało się nawet, że ze względów bezpieczeństwa konieczne okazywało się usunięcie znacznej części drzewa, choć z perspektywy stojącego na chodniku człowieka nic na to nie wskazywało – tłumaczy fachowiec.
Jak podkreśla przedsiębiorca, te pozornie proste prace w rzeczywistości bywają dość skomplikowane, dlatego przygotowanie do zawodu to czasochłonny proces. Najpierw pełni się funkcję pomocnika, osoby podającej sprzęt i obserwującej realizowane działania. Następnie praktykant otrzymuje sekator bądź ręczną piłę, dzięki którym może dokonywać niewielkich cięć pod okiem doświadczonych pracowników. Dopiero gdy nabierze wprawy i ukończy podstawowy kurs pilarza, może się zająć większymi drzewami. Ostatnim etapem szkolenia jest wejście na wysokość, do czego trzeba mieć odpowiednie predyspozycje.
– W tym zawodzie następuje taka naturalna selekcja, nie każdy może go wykonywać. Nie ma to sensu, jeśli człowiek miałby zrobić krzywdę sobie lub drzewu. Ale jeśli już się uda, to po mniej więcej roku pozostają tylko specjalistyczne kursy. W naszej firmie każdy przez to przechodził – podkreśla Janusz Tobiański.
Umiejętności to jednak nie wszystko, co jest potrzebne, aby firma mogła realizować zlecone przez miasto prace. Dodatkowo każdy z pracowników musi mieć na sobie odpowiednią odzież ochronną, niezbędne są również profesjonalne narzędzia: piły, sekatory, pasy asekuracyjne, tyczki teleskopowe i drabiny. Zdarza się, że konieczne jest także użycie ciężkiego sprzętu, np. wysięgnika.
– Niektórym się wydaje, że wystarczy wysięgnik i jakieś podstawowe narzędzia, by realizować wszelkie tego typu prace. To zupełnie nie tak. Wysięgnik nie wszędzie wjedzie, nie wszędzie dotrze, trzeba go przestawiać, ma swoje ograniczenia wysokościowe, zostawia po sobie głębokie koleiny i może nawet doprowadzić do zapadnięcia się chodnika. Pracuję w tym zawodzie ponad 26 lat, w większości na linach, i to właśnie ta metoda daje bezpośredni kontakt z przyrodą, której chcemy pomóc. Traktuję to jak spotkanie: drzewo i ja. Zupełnie inną sprawą jest wycinka, kiedy coś złego się dzieje z przyrodą bądź drzewko koliduje z działalnością człowieka. Niemniej człowiek zawsze powinien wiedzieć, co robi. Takie drzewo samo sobie nie poradzi z tym wszystkim – podsumowuje przedsiębiorca.
Przycinki miejskich drzew to niejedyne prace, które będą w tym roku realizowane w ramach wspomnianych 300 tysięcy złotych. Firma dwukrotnie dokona również nawożeń oraz regularnie będzie podlewać rośliny.